Rekolekcje Oazy Rodzin – gałęzi rodzinnej Ruchu Światło Życie – są dla mnie, dla nas zawsze błogosławieństwem. Z decyzją o przeznaczeniu 17 dni na taki wyjazd zawsze wiążą się trudności – najczęściej tylko w naszej głowie – jednak już w trakcie okazuje się, że tu właśnie jest spokój, oaza, której tak bardzo potrzebuję, pragnę i nie mogę bez niej żyć.

Rekolekcje są początkiem, nie tylko roku formacyjnego, są początkiem:

  • powrotu do życia w obecności Boga,
  • pracy nad sobą, jej motywacji i kierunku,
  • relacji z innymi uczestnikami, ubogacaniem ich świadectwem życia, dzieleniem się,
  • oceanu błogosławieństw, łask i owoców.

Od naszego powrotu minął miesiąc i tak naprawdę dopiero po takim czasie mogę zacząć zbierać i dzielić się ich owocami.  Kończąc rekolekcje czy tuż po nich, owszem potrafię opowiedzieć o ważnych dla mnie momentach, słowach, myślach, ale o przemianie jaka się we mnie dokonuje nie wiem jeszcze nic. Dopiero po czasie przyglądanie się sobie, pracy z zaczerpniętym bogactwem widzę zmiany, pracuje nad tym by je utrwalać i rozwijać.

Pierwszym z owoców rekolekcji jest moje pragnienie życia w obecności Boga.
Wielokrotnie w ciągu tych 17 dni Bóg dawał mi się poznać jako Obecność, pokazywał, że Jego Miłość to właśnie obecność, co więcej obecność, której mogę być zawsze pewna, obecność oczekująca mnie tęsknie i miłosiernie.
Mam w sobie takie przekonanie, refleksję, że to życie rekolekcyjne było prawdziwe, realne, było bardziej nasycone życiem, a to życie “codzienne” przed i po jest czymś na kształt matrixa. To stało się kierunkiem mojej pracy nad sobą: co mogę zrobić z moją codziennością, by była bardziej prawdziwa. Co zrobić, by przybliżać się do Bożej obecności i być bardziej obecną dla siebie i najbliższych.

Drugim jest wymodlona łaska, odkrycie, odpowiedź, że najlepsze co mogę zrobić, to zadbać o każdy dzień najlepiej jak umiem, robiąc to, co na ten moment życia jest mi zadane.
Odkrywam codzienność na nowo z uważnością na chwile, szczegóły i relacje. Wcześniej skupiałam się na tym, by przestać narzekać na to, czego nie mam lub nadwyręża moje siły. Teraz widzę, że to nie o to chodziło. Rozwiązaniem jest radość z bycia tu i teraz, radość z przygotowania dzieciom posiłku, radość z prasowania koszul, radość z ogarniania domu, radość z wciągania wózka po schodach, radość ze słuchania “mamo” milion razy w ciągu dnia. Oczywiście, że są momenty kumulacji zmęczenia, trudności, jakichś braków i włączają się mechanizmy narzekania, ale jest ich dużo mniej i uczę się świadomie je wyłapywać i przerywać. Jest mi z tym wszystkim dobrze. Czuję się u siebie, spokojna i szczęśliwa.

Wszystko inne łączy się i dopełnia te dwa najważniejsze zmiany we mnie. Obserwuję też zmiany w moim Mężu, całej naszej rodzinie. Każdy z nas rozwija się z inną dynamiką, ale każda zmiana ma wpływ na nas wszystkich, a z tego rodzą się kolejne owoce i tak w kółko.

Chwała Panu!