Szczyrk-Górka 16-18 marca 2018
Mam na imię Wojtek. Do wspólnoty Domowego Kościoła razem z Anią przystąpiliśmy półtora roku temu. Wyjazd na Oazę Modlitwy do Szczyrku to był nasz rekolekcyjny debiut. Wiele obaw mnie nurtowało przed wyjazdem i ostateczna decyzja była długo odwlekana. Jednak dzięki wsparciu rodzin z naszego kręgu postanowiliśmy przyjechać. Notabene cały nasz krąg był obecny, aby wspólnie przeżyć te rekolekcje.
Początek nie był dla mnie udany. Świeżo po powrocie z delegacji, zmęczony 18-to godzinną podróżą i zmianą czasu pojawiłem się na wieczornej Eucharystii, a później na wieczornej adoracji.To zderzenie było tak silne, że nękały mnie sprzeczne uczucia i wewnętrzne pytanie: po co tu jestem?

Było to na tyle silne, że obudziłem się w środku nocy i nie mogłem już do rana zasnąć.
Sobotę rozpoczęliśmy od Jutrzni. Podczas tej modlitwy, postanowiłem się otworzyć na działanie Ducha Świętego. Plan rekolekcji był intensywny - zwłaszcza sobota. Dla osoby, która pierwszy raz uczestniczy w takim wydarzeniu, może się wydawać, że aż za intensywny. W niedzielę zrozumiałem, dlaczego tak to było ułożone. Wiele niesamowitych rzeczy się wydarzyło w tym czasie . To z pewnością wspaniale prowadzone przez Agatę i Bogusia konferencje o Dialogu Małżeńskim oraz indywidualna modlitwa. To ta atmosfera ciszy i skupienia i obecność Jezusa w Najświętszym Sakramencie w kaplicy pozwoliła mi w pełni przeżyć Namiot Spotkania, z którym cały czas mam najwięcej problemów.
Jednak to, co mnie najbardziej dotknęło w tym czasie to sobotnia adoracja, podczas której wspólnie z Anią po raz pierwszy zawierzyliśmy i oddaliśmy w ręce Jezusa nasze małżeństwo i całą rodzinę. Głęboko poruszyły mnie świadectwa obecnych na adoracji małżeństw, które tego wieczoru zawierzały swoje rodziny. W niedzielę uświadomiłem sobie, że ten cały misterny plan doprowadził nas do przeżycia wspaniałego Dialogu Małżeńskiego.
Jestem wdzięczny, że dostałem ten czas i potrafiłem odpowiedzieć na zaproszenie Jezusa.Te rekolekcje z pewnością zmieniły mnie. Nie wiem, czy odkryłem już wszystkie owoce, ale utwierdziłem się w przekonaniu, że nadal muszę szukać.

Za to wszystko Chwała Panu.
Wojtek

To były moje pierwsze małżeńskie rekolekcje, na które jechałam z tlącą się nadzieją, że coś się zmieni w naszym życiu, ale też z niemałym lękiem. Niepewność, jak się tam odnajdziemy nie dawała mi spokoju. Sięgnęłam po Pismo Święte. Bóg jednoznacznie rozwiał moje wątpliwości serwując mi „Hymn o Miłości” , który po raz kolejny miał mi przypomnieć istotę naszego małżeństwa i potrzebę ciągłej pracy nad rozwijaniem naszej miłości „ miłość wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma”.
Uwierzyłam, że będzie dobrze.
Na początku pomalutku, bardzo ostrożnie wchodziłam w zawiązującą się wspólnotę. Jednak szybko oswoiłam się z nową sytuacją, mając w pamięci dawne, młodzieżowe wyjazdy rekolekcyjne.
Konferencje o łamaniu stereotypów działań, zdejmowaniu masek, namioty spotkań o wzajemnej miłości i poszanowaniu współmałżonka, zachęta do prawdziwego dzielenia się doświadczeniami duchowymi szczególnie na Dialogu Małżeńskim – wszystko zaczynało tworzyć jedną, wspólną całość.
Modlitwy wyzwalały u mnie takie emocje, którym nie potrafiłam się oprzeć - łzy radości, spełnienia mieszały się z niepokojem i smutkiem. To właśnie o mojego męża Wojtka najbardziej się obawiałam - jak on się tutaj odnajdzie, czy będzie chciał się otworzyć i zawierzyć?

Ale Bóg miał już gotowy plan. Pod koniec pierwszego dnia, który upłynął pod hasłem „ i co ja tu robię?”, Bóg dał mu możliwość zanurzenia się w Jego wszechogarniającej miłości. Podczas sobotniej wieczornej modlitwy pierwszy raz, wspólnie, zupełnie dobrowolnie, w obecności innych małżeństw, przed Najświętszym Sakramentem, powierzyliśmy Bogu nasze małżeństwo, dzieci, nasze rodziny i problemy, z którymi się zmagają. To było bardzo wzruszające, przejmujące doświadczenie, jakby dotyk żywego Boga. To wtedy ogarnęło mnie przekonanie, że odtąd już nie będziemy tymi samymi ludźmi, że właśnie oddaliśmy Jezusowi stery naszego życia.
Wiem, że Jezus nas do czegoś powołuje. Jeszcze nie dokładnie wiem, do czego, ale podpisuję się pod sentencją, która mi towarzyszyła od pierwszych chwil rekolekcji: „Powołanie jest jak potok, którego nie odwrócisz. Wciąż dąży do oceanu”.

Chwała Panu
Ania